***METAMORFOZY***
Prezentujemy metamorfozy niektórych naszych podopiecznych. Wideo https://fb.watch/kSEeyE-1X6/
To koty skrajnie zaniedbane, chore, skrzywdzone przez człowieka…dzięki Waszej i naszej pomocy ich historie kończą się dobrze i Futrzaści dostają szanse na swoje SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE...zresztą zobaczcie sami…
Pewnego majowego popołudnia siedzieliśmy z mamusią w budce gdzie ludzie dokarmiają kotki..
Tam nas schowała mamusia, żeby nikt nam krzywdy nie zrobił, ponieważ byliśmy chorzy i słabi, a nasza dzielna mamusia o nas walczyła.
Nagle usłyszeliśmy jakieś głosy i ktoś podniósł budkę... mamusia chciała uciekać, ale zakryli wejście. Bardziej się baliśmy, bo nie wiedzieliśmy co się dzieje. Za jakąś chwilę ktoś otworzył wejście i naszą mamusie zabrał, a później nas. Ciągle słyszeliśmy jakieś dwa miłe głosy- to były Ciocie, które po nas przyjechały. Byliśmy niespełna 2-tygodniowymi maluszkami z kocim katarem, z zalepionymi oczkami ropą do tego stopnia, że nic nie widzieliśmy. Bardzo się baliśmy co z nami będzie i naszą mamusią. Byliśmy u Pani weterynarz, która dała nam leki i kazała ściągać ropkę z oczu przemywać je i na siłę otwierać. Nie było to miłe i troszkę bolało, ale teraz dzięki Pani weterynarz i Cioci, która o nas dbała, widzimy i rośniemy jak na drożdżach. Mamy już rok i ciągle jesteśmy u Cioci, która mówi że już tu zostaniemy z nią na zawsze, nawet nasza mamusia. Bardzo się cieszymy, bo właśnie dzięki temu, że dała nam schronienie i opiekę żyjemy i mamy się świetnie. Rozrabiamy z resztą kocich przyjacieli i nawet z pieskami. Dlatego super jest kiedy ktoś, daje szansę kocim maluszkom z mamą bądź samym maluszkom, których mamie się coś stało, daje domek i schronienie tzw dom tymczasowy, bo to dzięki tym ludziom wiele małych i dużych kocich żyć nadal żyje
A tak opowiada nam o tym nasza mama...
Cześć to ja- mama maluszków. Moje dzieci już opisały kiedy i jak trafiliśmy, ale ja Wam jeszcze opowiem jak to ja wszystko widziałam.
Żyłam sobie wolno, dokarmiali mnie ludzie, ale nie pozwalałam do siebie podejść, bo się bałam że coś mi zrobią. Żyłam tak sobie dwa lata, aż zaszłam w ciążę i urodziłam 5 maluszków, które się rozchorowały. Zaniosłam więc je do domku, gdzie czasami spałam jak było zimno i wiedziałam, że tam będę miała jedzonko i uda mi się uratować moje dzieci. Nie myślałam, że kiedykolwiek ktoś mnie złapie z dziećmi i da nam domek schronienie i miłość.
Kiedy byliśmy pierwszy raz u Pani weterynarz i strasznie się bałam, że coś się stanie, że zaczęłam biegać w panice po całym gabinecie i stłukłam ulubiony kubek Pani weterynarz
Teraz już na szczęście jesteśmy bezpieczni i wiem, że Ciocia nas nie odda. Nie jestem typem miziaka, bo ciągle się boję, ale jak mnie wołają to przychodzę i jem z ręki
Dziękujemy, że interesuje Cię los naszych podopiecznych.
Jeśli wspierasz nasze działania podziel się tym że znajomymi.
Pozwoli nam to na skuteczniejsze działania w poszukiwaniu nowych domów.